piątek, 8 maja 2015

Wiedeń

08.05.2015 Wiedeń!
Nasz wyjazd do Wiednia to były jeszcze zamierzchłe czasy sprzed świąt mam nadzieję, że jeszcze coś pamiętam. Niestety nie umiem się ostatnio zebrać, by zrobić coś konstruktywnego i stąd moje opóźnienia.


Zaplanowałam nam czas na dwa pełne dni, więc wykonałyśmy plan w prawie 100%. Na szczęście mapa nie jest mi obca, więc to nam problemu nie sprawiło. Nie wiem naprawdę jak to się stało, wracałam na tydzień do domu, a zapakowałam całą walizkę... Całą, wielką walizkę... Umiejętność pakowania nigdy nie będzie moją mocną stroną. Karolina wzięła tylko plecak, na szczęście Kasia poszła w moje ślady i w niedzielę rano ciągnęła za sobą walizę. Pociągi tutaj są strasznie szybkie, więc nie mam pojęcia jak daleko jest Wels od Wiednia wiem, że jechaliśmy szybko i trwało to dwie godziny. I stety/niestety mój urok na austriackie pociągi nie działa. Nic się nie zepsuło. Przepraszam, samoistnie się nic nie zepsuło, bo silna, niezależna Kasia musiała sobie sama ściągnąć walizkę i rozwaliła rączkę od krzesła. Widzący to pasażer nie mógł nam pozwolić na dalszą demolkę i ściągnął mi moje bagaże. Zakwaterowałyśmy się w hostelu blisko dworca. Poszłyśmy po mega taniości i wybrałyśmy sześcioosobowy pokój. Nie wiedziałyśmy co nas czeka w nocy.


Wskoczyłyśmy w metro i pojechałyśmy w centralny punkt zwiedzania – katedra św. Szczepana. Pokręciłyśmy się po okolicznych kościołach/katedrach. Okazało się, że były jakieś dni Mozarta i na każdym rogu zapraszali nas na wieczorny koncert. Odwiedziłyśmy motylarnię, miejsce przypominające szklarnię z latającymi obok Ciebie motylami. Mam co do tego mieszane uczucia, z jednej strony bardzo fajnie jest zobaczyć wszystkie stadia przeobrażania się motyla, ale z drugiej szkoda by było uszkodzić takie małe stworzonka, a natężenie ludzi było ogromne. Potem wybrałyśmy się zwiedzić pałac w Hofburg. Podoba mi się to, że dostaje się telefonik (nie wiem jak te cudo nazwać), któremu wklepujesz cyferki przy eksponatach i można słuchać w swoim języku. Polecam zabrać słuchawki, jest to wtedy o wiele wygodniejsze. Uwielbiam zwiedzać pałace, a cesarzowa Sisi była naprawdę pod pewnymi względami pokręcona. Żeby schudnąć wyciskała wołowinę (chyba ten rodzaj mięsa), gotowała to i spożywała jako posiłek. Miała piękne długie włosy, rytuał ich mycia trwał cały dzień. Była też wysportowana i miała w pokoju drążek do podciągania. Jest świetnym przykładem na to, że bycie bogatym nie czyni Cię szczęśliwym. Przeszłyśmy się pod parlament, wbiłyśmy się na uniwersytet Wiedeński. Austria oczywiście szaleje na punkcie Conchity, którą możemy spotkać w różnych formach reklamy. 

Słabe te dekoracje świąteczne







Spanie w hostelach z innymi ludźmi może być przerażające. Wieczorem wszystko było w porządku, kilka mrówek, ale jedna osoba więcej niż my. Niestety w środku nocy zaczął się ktoś tłuc i przestawiać rzeczy. Z tego miejsca ostrzegam, że jeżeli ktoś mnie w nocy obudzi to może oczekiwać gwałtownej i wściekłej reakcji. W związku z czym obudziłam się z głośnym: „What is going on?!”, dzięki czemu pan się ogarnął szybko i schował w łazience. Rano go nie było.



Niestety przywitała nas ulewa, ale nie ostudziło to naszego zapału. Ruszyłyśmy na Schönbrunner. Jest to letnia rezydencja rodziny cesarskiej. Kolejne wielkie pałacowe komnaty, po części podobne do pałacu z dnia poprzedniego. Austriacy mieli dobre podejście do życia: „Niech inni prowadzą wojny, Ty, szczęśliwa Austrio, zaślubiaj” Maksymilian I Habsburg. Na szczęście na chwilę się rozjaśniło i mogłyśmy pobiegać po ogrodach, które są naprawdę imponujące. No i oczywiście był to czas na miliony zdjęć ;)





Załapałyśmy się także na zwiedzanie opery. Trzeba przyjść tak z 20 minut przed godziną zwiedzania, ponieważ kolejka jest ogromna. W środku po zakupie biletów dzielą ludzi na grupy językowe. Opera na samym początku była miejscem spotkań i nikt się nie specjalnie przejmował tym, co się dzieje na scenie, dlatego niektóre loże są położone tak, że nie widać z nich ani kawałka sceny. Stawiano na dobre rozchodzenie się dźwięku, a nie na dobre widoki. Teraz oczywiście wszystko się zmieniło. Można załapać się na jakąś sztukę kilka minut przed pokazem, są to miejsca tanie, ale stojące na tyłach sali. Jeżeli słyszeliście o słynnym balu, to bilet wstępu kosztuje 260 euro. Mała cena przy tym, ze za lożę płaci się około 20 tysięcy. W trakcie balu panie wystrojone w suknie wychodzą za róg aby zjeść wurszt.
Poszłyśmy też zobaczyć Hunder Wasser Haus, nie powalił mnie na kolana, aczkolwiek jest abstrakcyjny. Wracając do metra złapał nas grad, zanim dobiegłyśmy na stację miałyśmy mokre wszystko. Wróciłyśmy takie do hostelu, w którym poznałyśmy nocnego marka. Okazało się, że jest to staruszek, który załatwia jakieś interesy w Wiedniu. Pan był święcie przekonany, że kobiety inżynierowie to najlepsza inwestycja. Dostałam wizytówkę i mam się zgłosić jak skończę studia. Także hejaaaa, dostałam pracę w Wiedniu, która jest chyba w Szwecji.





Na drugi dzień wsiadłyśmy do Polskiego busa i wróciłyśmy na kilka dni do domu. 
Co do uczelni to wyobraźcie sobie, że wkuwacie do egzaminu 5 dni z rzędu. Moja skóra domagała się wyjścia na dwór, brakowało mi witaminy D, byłam wykończona. W dzień egzaminu wchodzi Karolina i mówi, że to jednak nie jest nasz przedmiot i mikrosystemy były za dodatkowe ECTsy, nasz histeryczny śmiech słyszał chyba cały akademik. Mimo, że spotkałam prowadzącego na korytarzu (który jest młody, przystojny i zabawny <3) zapewniającego mnie o prostocie egzaminu, gdy zobaczyłam kartkę zrezygnowałam. Niestety wiedza automatyków i elektryków mnie przerasta, o ile umiem się nauczyć teorii to problemów pana przystojnego w zakresie automatyki i elektryki nie mam zamiaru rozwiązywać! Ale ta dam, udało mi się zaliczyć mechanikę. Cicho, wiem że ją miałam! Ale teraz jest to połączenie mechaniki i wytrzymałości z 3 ostatnich semestrów więc nie było tak kolorowo. Dodatkowo siedzimy ostatnio bardzo dużo w laboratorium nad naszym projektem. Badanie jednej próbki na której już zrobiłyśmy scratch test zajmuje nam około godziny. Mamy ich 36!
Co do dziwnych znajomości to ostatnio postawił mi drinka Adolf. Wiem, imię to imię, ale jeżeli chwalisz się że masz urodziny 3 dni przed Hitlerem i masz jego cytat na cycku to ja uciekam. A wczoraj byłam świadkiem bójki w barze, faceci się bili, krew się polała.



Co do zwiedzania Wiednia to polecam się rozejrzeć za jakąś Wien card, ma tam darmowe przejazdy metrem i zniżki na wstępy. Nam jako studentom się to nie opłacało. Wiem, że się mega opóźniam, ale powinnam za chwilę coś napisać o Salzburgu i o życiu w akademiku. Postaram się poprawić!

Zdjęcia wciąż nasze, specjalne pozdrowienia dla Eli, która ogarnia moją gramatyczną plątaninę :*