piątek, 8 maja 2015

Wiedeń

08.05.2015 Wiedeń!
Nasz wyjazd do Wiednia to były jeszcze zamierzchłe czasy sprzed świąt mam nadzieję, że jeszcze coś pamiętam. Niestety nie umiem się ostatnio zebrać, by zrobić coś konstruktywnego i stąd moje opóźnienia.


Zaplanowałam nam czas na dwa pełne dni, więc wykonałyśmy plan w prawie 100%. Na szczęście mapa nie jest mi obca, więc to nam problemu nie sprawiło. Nie wiem naprawdę jak to się stało, wracałam na tydzień do domu, a zapakowałam całą walizkę... Całą, wielką walizkę... Umiejętność pakowania nigdy nie będzie moją mocną stroną. Karolina wzięła tylko plecak, na szczęście Kasia poszła w moje ślady i w niedzielę rano ciągnęła za sobą walizę. Pociągi tutaj są strasznie szybkie, więc nie mam pojęcia jak daleko jest Wels od Wiednia wiem, że jechaliśmy szybko i trwało to dwie godziny. I stety/niestety mój urok na austriackie pociągi nie działa. Nic się nie zepsuło. Przepraszam, samoistnie się nic nie zepsuło, bo silna, niezależna Kasia musiała sobie sama ściągnąć walizkę i rozwaliła rączkę od krzesła. Widzący to pasażer nie mógł nam pozwolić na dalszą demolkę i ściągnął mi moje bagaże. Zakwaterowałyśmy się w hostelu blisko dworca. Poszłyśmy po mega taniości i wybrałyśmy sześcioosobowy pokój. Nie wiedziałyśmy co nas czeka w nocy.


Wskoczyłyśmy w metro i pojechałyśmy w centralny punkt zwiedzania – katedra św. Szczepana. Pokręciłyśmy się po okolicznych kościołach/katedrach. Okazało się, że były jakieś dni Mozarta i na każdym rogu zapraszali nas na wieczorny koncert. Odwiedziłyśmy motylarnię, miejsce przypominające szklarnię z latającymi obok Ciebie motylami. Mam co do tego mieszane uczucia, z jednej strony bardzo fajnie jest zobaczyć wszystkie stadia przeobrażania się motyla, ale z drugiej szkoda by było uszkodzić takie małe stworzonka, a natężenie ludzi było ogromne. Potem wybrałyśmy się zwiedzić pałac w Hofburg. Podoba mi się to, że dostaje się telefonik (nie wiem jak te cudo nazwać), któremu wklepujesz cyferki przy eksponatach i można słuchać w swoim języku. Polecam zabrać słuchawki, jest to wtedy o wiele wygodniejsze. Uwielbiam zwiedzać pałace, a cesarzowa Sisi była naprawdę pod pewnymi względami pokręcona. Żeby schudnąć wyciskała wołowinę (chyba ten rodzaj mięsa), gotowała to i spożywała jako posiłek. Miała piękne długie włosy, rytuał ich mycia trwał cały dzień. Była też wysportowana i miała w pokoju drążek do podciągania. Jest świetnym przykładem na to, że bycie bogatym nie czyni Cię szczęśliwym. Przeszłyśmy się pod parlament, wbiłyśmy się na uniwersytet Wiedeński. Austria oczywiście szaleje na punkcie Conchity, którą możemy spotkać w różnych formach reklamy. 

Słabe te dekoracje świąteczne







Spanie w hostelach z innymi ludźmi może być przerażające. Wieczorem wszystko było w porządku, kilka mrówek, ale jedna osoba więcej niż my. Niestety w środku nocy zaczął się ktoś tłuc i przestawiać rzeczy. Z tego miejsca ostrzegam, że jeżeli ktoś mnie w nocy obudzi to może oczekiwać gwałtownej i wściekłej reakcji. W związku z czym obudziłam się z głośnym: „What is going on?!”, dzięki czemu pan się ogarnął szybko i schował w łazience. Rano go nie było.



Niestety przywitała nas ulewa, ale nie ostudziło to naszego zapału. Ruszyłyśmy na Schönbrunner. Jest to letnia rezydencja rodziny cesarskiej. Kolejne wielkie pałacowe komnaty, po części podobne do pałacu z dnia poprzedniego. Austriacy mieli dobre podejście do życia: „Niech inni prowadzą wojny, Ty, szczęśliwa Austrio, zaślubiaj” Maksymilian I Habsburg. Na szczęście na chwilę się rozjaśniło i mogłyśmy pobiegać po ogrodach, które są naprawdę imponujące. No i oczywiście był to czas na miliony zdjęć ;)





Załapałyśmy się także na zwiedzanie opery. Trzeba przyjść tak z 20 minut przed godziną zwiedzania, ponieważ kolejka jest ogromna. W środku po zakupie biletów dzielą ludzi na grupy językowe. Opera na samym początku była miejscem spotkań i nikt się nie specjalnie przejmował tym, co się dzieje na scenie, dlatego niektóre loże są położone tak, że nie widać z nich ani kawałka sceny. Stawiano na dobre rozchodzenie się dźwięku, a nie na dobre widoki. Teraz oczywiście wszystko się zmieniło. Można załapać się na jakąś sztukę kilka minut przed pokazem, są to miejsca tanie, ale stojące na tyłach sali. Jeżeli słyszeliście o słynnym balu, to bilet wstępu kosztuje 260 euro. Mała cena przy tym, ze za lożę płaci się około 20 tysięcy. W trakcie balu panie wystrojone w suknie wychodzą za róg aby zjeść wurszt.
Poszłyśmy też zobaczyć Hunder Wasser Haus, nie powalił mnie na kolana, aczkolwiek jest abstrakcyjny. Wracając do metra złapał nas grad, zanim dobiegłyśmy na stację miałyśmy mokre wszystko. Wróciłyśmy takie do hostelu, w którym poznałyśmy nocnego marka. Okazało się, że jest to staruszek, który załatwia jakieś interesy w Wiedniu. Pan był święcie przekonany, że kobiety inżynierowie to najlepsza inwestycja. Dostałam wizytówkę i mam się zgłosić jak skończę studia. Także hejaaaa, dostałam pracę w Wiedniu, która jest chyba w Szwecji.





Na drugi dzień wsiadłyśmy do Polskiego busa i wróciłyśmy na kilka dni do domu. 
Co do uczelni to wyobraźcie sobie, że wkuwacie do egzaminu 5 dni z rzędu. Moja skóra domagała się wyjścia na dwór, brakowało mi witaminy D, byłam wykończona. W dzień egzaminu wchodzi Karolina i mówi, że to jednak nie jest nasz przedmiot i mikrosystemy były za dodatkowe ECTsy, nasz histeryczny śmiech słyszał chyba cały akademik. Mimo, że spotkałam prowadzącego na korytarzu (który jest młody, przystojny i zabawny <3) zapewniającego mnie o prostocie egzaminu, gdy zobaczyłam kartkę zrezygnowałam. Niestety wiedza automatyków i elektryków mnie przerasta, o ile umiem się nauczyć teorii to problemów pana przystojnego w zakresie automatyki i elektryki nie mam zamiaru rozwiązywać! Ale ta dam, udało mi się zaliczyć mechanikę. Cicho, wiem że ją miałam! Ale teraz jest to połączenie mechaniki i wytrzymałości z 3 ostatnich semestrów więc nie było tak kolorowo. Dodatkowo siedzimy ostatnio bardzo dużo w laboratorium nad naszym projektem. Badanie jednej próbki na której już zrobiłyśmy scratch test zajmuje nam około godziny. Mamy ich 36!
Co do dziwnych znajomości to ostatnio postawił mi drinka Adolf. Wiem, imię to imię, ale jeżeli chwalisz się że masz urodziny 3 dni przed Hitlerem i masz jego cytat na cycku to ja uciekam. A wczoraj byłam świadkiem bójki w barze, faceci się bili, krew się polała.



Co do zwiedzania Wiednia to polecam się rozejrzeć za jakąś Wien card, ma tam darmowe przejazdy metrem i zniżki na wstępy. Nam jako studentom się to nie opłacało. Wiem, że się mega opóźniam, ale powinnam za chwilę coś napisać o Salzburgu i o życiu w akademiku. Postaram się poprawić!

Zdjęcia wciąż nasze, specjalne pozdrowienia dla Eli, która ogarnia moją gramatyczną plątaninę :*

wtorek, 7 kwietnia 2015

International Day

7.04.2015 INTERNATIONAL DAY


 Wiem, wiem nie pisałam nic przez ponad trzy tygodnie. Nasze życie toczyło się raczej utartym torem i większość czasu zajmowały nam studia i studenckie życie, które raczej każdy zna. Dopiero w ostatnich dniach mieliśmy trochę więcej rozrywki. Właśnie wracam do Polski z Wiednia, o którym będzie w kolejnym poście :) Tak właściwie to już wróciłam z Polski do Wels, ale post pisałam tydzień temu.


W czwartek odbył się International Day. Każdy z Incomings miał zaprezentować swój kraj poprzez zdjęcia, muzykę, potrawy czy opowieści. Jako bardzo mocna Polska grupa trzech Ślązaczek, trzech chłopaków z Łodzi, Warszawy i Wrocławia spisaliśmy się świetnie. Wszystko dzięki stałemu połączeniu z domem, gdzie rodzina Karoliny dzielnie kleiła pierogi, a mój tata gotował bigos i wytapiał smalec. Dosłano nam także kabanosy, piwo (raciborskie i fortunę), Piotr przyniósł wódkę i „Michałki”. Wydrukowali nam także wiele zdjęć krajobrazów Polski, czy sportowców. Za tablicą sprawiliśmy sobie prowizoryczną kuchnię i na bieżąco wszystko gotowaliśmy.



Ku mojemu zdziwieniu, mało kto kojarzył, że w zeszłym roku w Polsce odbyły się mistrzostwa w piłce siatkowej, wpajałam tę wiedzę każdemu oraz oczywiście to, że w piłce nożnej pokonaliśmy ostatnio Niemców. Trzeba było też uświadamiać, że Maria Curie to tak naprawdę Skłodowska i była Polką, a nie Francuzką! Ludzie podchodzili do bigosu z rezerwą, ale gdy tylko spróbowali to im naprawdę smakowało, o pierogach to już w ogóle nie wspomnę. Na szczęście piwo rozlewaliśmy do kieliszków, więc bardzo duża grupa osób mogła spróbować. Niestety przy żubrówce sprawa się komplikowała, bo przecież nie wypada pić samemu, więc uczyłam także naszego toastu. W pewnym momencie jakiś chłopak poprosił żebym sobie zrobiła zdjęcie z jego tatą, nie ma problemu, ale chłopak chyba szukał macochy, bo podrzucał jakieś dwuznaczne rzeczy przez co się ulotniłam. Nie mój wiek ;)


Poznałyśmy wielu nowych ludzi, pewni studenci mnie nawet wyśmiali, gdy powiedziałam, że teraz studiuję automatykę, musiałam im to udowodnić legitymacją. Okazało się, że są z tego samego kierunku, ale młodziaki są dopiero na drugim semestrze, teraz oni muszą mi przygotować tradycyjne sznycle. I podobno nie mogę nie lubić Lewandowskiego, bo przecież to najlepszy polski piłkarz i kropka, ja walczyłam o swoje zdanie i kolesia nie polubię.
Co do innych potraw to urzekło mnie koreańskie sushi z kiełbasy czy deser dziewczyn z Kanady, składający się z podgrzanej śmietany z cukrem. Próbowałam też czegoś a’la wódka z likierem o smaku lukrecji, cudo! Oczywiście był także before w shotcie. Podoba mi się to, że jak jest jakaś impreza to samorząd załatwia bardzo duże zniżki na tę okazję w okolicznych pubach czy barach.


W piątek o 7:15 musiałyśmy się stawić pod uczelnią bo wywozili nas do zakładu pracy. Wiedziałyśmy tylko, że wiąże się to z mikrosystemami, z których specjalnie nie brylujemy wiedzą. Na miejscu przywitał nas bardzo nowoczesny budynek, zrobili nam jakieś okropne zdjęcia i dostałyśmy przepustki. Po podziale na grupy zaprowadzono nas do czystych pokoi, oświetlenie w środku było żółte. Tu się zaczynała śmieszna procedura zakrywania ciała. Najpierw trzeba było założyć maseczkę na włosy i taką siatkę na twarz. Mężczyźni z brodą dostawali siatkę na brodę. Potem siadało się na szafce, która oddzielała dwie strony pokoju, w powietrzu zakładało się ochraniacze na buty i przenosiło na drugą stronę. Tam dostawało się nakrycie głowy, kombinezon i buty do kolan. Na to zakładało się rękawiczki i okulary. Można sobie wyobrazić, że niechronioną areą były kawałki czoła. Czekam na zdjęcie naszej grupy, które wrzucę, w którymś z kolejnych postów. Po przejściu przez tunel, w którym nas przedmuchali znaleźliśmy się w pomieszczeniach pracy. Czyste pokoje mają swoje skalę zależną od ilości cząstek w powietrzu. W jednych są tylko wywietrzniki w suficie, a w innych także w podłodze. Pozwolili nam nałożyć rezystor na płytki krzemowe (po angielsku są to silicon wafers), potem naświetlić i wytworzyć za pomocą litografii wzory na powierzchni. W taki sposób powstają mikrosystemy do różnych urządzeń np. telefonów. Po przerwie przeszliśmy do pomieszczenia, w którym zrobiliśmy bonding i debonding. Płytki są bardzo kruche, przez co trzeba je z czymś połączyć do transportu, dlatego najpierw sklejaliśmy je ze szklanym materiałem i jakimś tworzywem pod wpływem nacisku i temperatury, aby je rozłączyć po transporcie kładzie się je na gorących płytach i czeka, aż warstwy się rozkleją. Płytki krzemowe spełniają rolę lusterka dla dziewczyn z automatyki ;)



Co do nauki to w ostatnich tygodniach mogłyśmy porobić próbki do naszego projektu, nasz opiekun pokazał nam co robić i zostawił ze szlifierkami i polerkami na kilka godzin. 51 próbek nie weźmie się z powietrza. Byłyśmy przekonane, że jesteśmy same, więc pięknym fałszem zalewałyśmy laboratorium do czasu, w którym okazało się, że siedzi on za ścianką. Mam nadzieję, że jego słuch wróci do normy, a co do śpiewania, to wzięłyśmy udział w karaoke! Nie obrzucili nas pomidorami, nie wiem jak wyszło, bo słyszałam tylko głośnik zza pleców. Może to lepiej dla nas :)



Ta sama próbka przed szlifowaniem i polerowaniem, w trakcie oraz po  

Udało nam się zabłysnąć na angielskim, może znajomością słówek nie błyszczymy, ale gramatyka w Polsce jest bardzo wałkowana i nasz prowadzący był pod wrażeniem. To jest znaczna różnica między nami, a ludźmi z Austrii. Czasem jest mi głupio, że wykłady są prowadzone specjalnie dla nas po angielsku, ale zasób słów mieszkańców jest o wiele lepszy niż mój.



Soboty na uczelni nie są takie straszne. Nasz profesor z Softwaru przyjeżdża tu raz na jakiś czas i ostatnio w przerwie zabrał nas na kawę, a prowadzący z fotowoltaiki otworzył nam wejście na dach i mogliśmy sobie pochodzić między wszystkimi panelami słonecznymi. Na niemieckim zazwyczaj jesteśmy po 5-godzinnych zajęciach z mechaniki, więc z Karoliną mamy głupawkę. Jeżeli morgen to jutro i rano to jak powiedzieć mężowi żeby zawiózł dzieci do szkoły rano? Zwłaszcza jeżeli jest nieogarem i zrobi to jutro?
Po świętach czekają nas pierwsze egzaminy, po tym ocenimy czy jesteśmy w stanie wystarczająco przyswajać wiedzę.



Tak, wiem, Bvb wypadło z Championsleague. To 3:0 bolało potrójnie, bo oglądałam ten mecz w towarzystwie Bawarczyka. Bayern nie dojdzie do finału, mówię Wam!
O Skrze to już wolę nie myśleć, Resovia i Bełchatów wyszli najgorzej jak mogli. Miało być pierwsze i trzecie dla Polaków, a nie drugie i czwarte, ale i tak walka była zacięta.
Myślę, że na dzisiaj to tyle :) Po świętach pojawi się notka o Wiedniu, w którym spędziłyśmy całe dwa dni. I muszę też się rozpisać o akademiku, bo jest to trochę jak inny świat.


Zdjęcia wciąż nasze, specjalne pozdrowienia dla Eli, która ogarnia moją gramatyczną plątaninę :*


piątek, 13 marca 2015

Pierwsze podróże

13.03.2015 PIERWSZE PODRÓŻE


W ostatnią sobotę część z nas wybrała się do Linz. W tym czasie Karolina szusowała po jakimś hardkorowym stoku. Od razu powiem, że studentom polecam kupić sobie kartę zniżkową, która obowiązuje przez cały rok i daje 50% zniżki na wszystkie połączenia. Uważajcie, spotkałam gościa w kurtce Bayernu w czasie podróży. Myślałam, że jeżeli to największe miasto w tej części Austrii, to to będzie miasto, a to jednak trochę większe Wels z kilkoma zabytkami. Piękne, bo piękne, nie wybrałam się tam do teatru, ale mam taki plan. Zwiedziliśmy kilka zabytków, podziwialiśmy widoki. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale zgodziłam się wejść do muzeum sztuki współczesnej... W skrócie powiem, że urwane skrzydło ptaka lub srające gołębie nie są dla mnie sztuką - widocznie jestem jakimś ignorantem. Miasto jest śliczne, ale trzeba się tam wybrać w konkretnym celu. Kaśka zepsuła aparat, więc miałam dodatkową atrakcję :D Karolina wieczorem wróciła poobijana, idealnie na polską imprezę. W końcu każdy z nas przywiózł jakąś wódkę. Wielkim plusem akademika jest to, że w weekend nie ma tu nikogo, a pani portierka ma wolne. Więc jeżeli wszystko posprzątamy, to możemy robić co chcemy.




Sztuka

Tu wyrzucę z siebie lekką irytację. Przed wyjazdem sprawdźcie dobrze banki. Założyłam specjalnie konto walutowe. Moja polska karta nie działa w sklepach, oczywiście za wszystko się płaci, więc po prostu założyłam sobie nowe konto w Austrii, jak dla mnie to najlepsza opcja. Tak samo jak nowy numer telefonu. Ponarzekam jeszcze chwilę na jedzenie. W akademiku można zarezerwować sobie posiłek, jeżeli w czasie obiadu mam się zajęcia. Wczoraj dostałam dwie parówki z sosem... Jak dla osoby, która cały dzień nic nie jadła, to chyba chcą się mnie szybko pozbyć.


Żałuję, że nie potrafię jeździć

Przestawienie się na system cztero- czy pięciogodzinnych wykładów jest dla mnie ciężkie. Zwłaszcza jeżeli wracam późno, a rano mam zajęcia od 8. Z angielskim w tym tygodniu poszło nam już lepiej i nawet test Cambridge nie był nam straszny, prowadzący uważa, że to jego sprawka :) Ponadto poruszyliśmy temat myślenia lateralnego i wszyscy zastanawiali się nad moją zagadką: mężczyzna leży nieżywy pod mostem z opuszczonymi spodniami, jak to się stało? Polskie i fińskie językołamacze też przerabiamy.
Jedne zajęcia mamy z projektu, uwielbiam go! Dostajemy temat i wolną rękę, możemy korzystać z maszyn, obrabiać próbki jak chcemy, wytworzyć dowolną powłokę. Jaram się jak pochodnia ;)

Mechanika okazała się trochę męcząca, ale na szczęście dużą część wiedzy już posiadamy. Na zajęciach (prawie pięciogodzinnych) zrobiliśmy teorię i proste przykłady, a do domu dostaliśmy jakieś hardkory. Jakiś chętny mechanik może się znajdzie? Do tego prowadzący tak był zaaferowany zadaniami, że nie chciał nas wypuścić i spóźniłam się na niemiecki. Dzisiaj miałyśmy zajęcia z softwaru, które okazały się jakością - sześciogodzinną. Niestety obecność 7 osób wymusza na mnie skupienie, czasem nawet zabranie głosu. Slajdy były po niemiecku, a profesor lubi lawirować między językami. Za to ćwiczenia praktyczne były bardzo fajne, nie mogę mówić po niemiecku, bo zamiast drogi mówiłam o pejczu. Jutro mamy powtórkę z rozrywki, ale przez 7 godzin. Jeszcze trochę o uczelni, mamy mikrosystemy i za dwa tygodnie wywożą nas do jakiegoś przedsiębiorstwa, czeka nas praktyka!


Uczę dziewczyny w akademiku niemieckiego flirtu, duolingo pod tym względem wymiata, polecam! Mają to testować na imprezach, już im szukam rodowitego nauczyciela :) Poza tym poznajemy wielu przyjaznych ludzi, wszyscy nam chętnie pomagają z notatkami czy wykładami. Napawa mnie to mega pozytywną energią.
Dorobiłam się samochodu

Wejścia na bloga przekroczyły 1000, wow, nie spodziewałabym się tego, w związku z tym zarzucam z tej okazji moje dwie ulubione ostatnio piosenki.

Taaaaak! Przechodzę na niemieckie hity!

Zabawni znajomi

PS Ponoć erasmus, orgasmus, to dorobiłam się partnera:


PS2 Korekta, zdjęcia, wszystko tak jak było :)

piątek, 6 marca 2015

Zaczynamy się uczyć

06.03.2015 ZACZYNAMY SIĘ UCZYĆ


Football, a właściwie to Fußball, zajął nam dużą część czasu. W weekend mogłyśmy oglądać mecz pod naszymi oknami, na początku pozostałyśmy cheerleaderkami i wiernie kibicowałyśmy pomarańczowej drużynie. Wybór padł na nią, bo na bramce stał Polak ;) Pogoda tutaj nas nie oszczędza, więc szybko zrobiło się zimno. Krótką dogrywkę oglądałyśmy z okien Karoliny. Chyba już pisałam, że jej pokój ma naprawdę dobrą lokalizację. Kasia za to odważnie poszła grać w halową piłkę, została równo poobijana. Mamy się z Karoliną przełamać i zagrać w przyszłym tygodniu, zawodnicy bardzo ochoczo nas namawiają.


Znajdź Kasię
Nareszcie poznałam swojego Buddiego! Skryty chłopak. Podczas meczu podszedł do mnie i Karoliny jakiś chłopak i zaczął pytać o Polskę i o to jak nam się tu żyje. Potem poinstruowałyśmy go, że lepiej żeby wybrał pomarańczową drużynę i poszedł grać. Po dwóch godzinach wbiłam do Karoliny mówiąc, że to chyba był Ahmed. Napisałam do niego, okazało się że mam naprawdę szybki zapłon. Mógłby się przedstawić ;)


W akademiku mamy dostępną salę gimnastyczną, której chyba nikt od dawna nie odwiedzał, a co dopiero mówiąc o sprzątaniu. Udało nam się z niej skorzystać raz, dzisiaj nie wpuszczono nas z powodu jakichś gratów, które tam składują. Co do sprzątania to okazało się, że sprzątaczka omija pokoje obcokrajowców, w przeszłości były jakieś problemy. Miło wiedzieć, zwłaszcza że za to płacimy.



Wspomnienia z pubcrowl
Kiedyś musiało się skończyć lenistwo, więc w poniedziałek po 18 powlokłyśmy się z Karoliną na nasze pierwsze zajęcia z niemieckiego. Wybrałyśmy w ankiecie opcję mówiącą, że już miałyśmy z tym językiem do czynienia. Spotkałyśmy wielu studentów, którzy już tu mieszkają od co najmniej pół roku. Zajęcia były bardzo proste i w sumie mogę trochę żałować, że nie wybrałam poziomu wyżej. Dostaliśmy wydruki super jakości, można by się nimi zachwycać. Angielski miałyśmy z bardzo zabawnym wykładowcą. Wchodząc zaskoczyło go, że ma obcokrajowców, bo nie był na to przygotowany. Niestety musi nas trochę odizolować, grupa od dłuższego czasu przygotowuje się do testu Cambridge, a my raczej potrzebujemy technicznego angielskiego. Zna swoich studentów bardzo dobrze, pyta czy oglądali jego ostatnie zdjęcia na fb, dzieli się historiami o byłej żonie, dziewczynie i dzieciach oraz o tym jak obydwie te kobiety lubią się spotykać i na niego narzekać. Byłyśmy lekko zszokowane, gdy stwierdził, że jedna dziewczyna flirtuje z dwoma chłopakami, a ta bez skrupułów odpowiedziała mu – „Nie jestem taka jak Ty”. Uczestniczymy też w projekcie z kierunkiem magisterskim, gdzie zaskoczyłyśmy swoją obecnością prowadzącego i studentów, którym nie podobała się zmiana języka na ten bardziej dla nas przyswajalny. Na szczęście obracaliśmy się w tematyce PVD, CVD i różnych testów, które będziemy robić. Dzisiaj poszłyśmy na zajęcia z naszą automatyką, oczywiście byłyśmy wcześniej, więc pierwszego w drzwiach ujrzałyśmy prowadzącego, który zapytał czy to na pewno zajęcia z mikrosystemów. No tak, automatyka doznała cudu i nagle na ich zajęciach znalazły się dziewczyny :D

Brak zajęć w piątek
Co do dziwnych zwyczajów, to studenci pukają w stoły po zajęciach, często razem z prowadzącym. Wykłady są podobne do naszych, można słuchać, albo zajmować się wszystkimi innymi sprawami, na szczęście każdy stół ma kontakt. Większość wykładów dostajemy od prowadzącego, albo znajdujemy na platformie. Nikt nie ma problemów z jakimś plagiatem czy z tym, że mamy sobie to sami ręcznie zapisać. Za to plan może człowieka dobić, bywa że jedne zajęcia mają po 7 godzin i są w sobotę.




Udało nam się wspiąć na wieżę!



Wszyscy tutaj piją wodę z kranu. Nikogo nie dziwi podejście z bidonem do umywalki. Tak już się do tego przyzwyczaiłam, że wypijam jakieś 2 litry dziennie. Wrócę piękna i bez zmarszczek :D Wszystko tutaj w nocy jest zamknięte, kilka dni temu szukaliśmy kebaba, nie uświadczysz, możesz umrzeć z głodu na ulicy ;) Poratowała nas tylko pizza z automatu smakująca plastikiem. Jestem też zadowolona z mojego języka angielskiego, jest bardzo dobrze komunikatywny, a na zajęciach prawie wszystko zrozumiałam. Ba! Miewam przebłyski zrozumienia niemieckiego :)



Korekta, zdjęcia, wszystko tak jak było :)