wtorek, 7 kwietnia 2015

International Day

7.04.2015 INTERNATIONAL DAY


 Wiem, wiem nie pisałam nic przez ponad trzy tygodnie. Nasze życie toczyło się raczej utartym torem i większość czasu zajmowały nam studia i studenckie życie, które raczej każdy zna. Dopiero w ostatnich dniach mieliśmy trochę więcej rozrywki. Właśnie wracam do Polski z Wiednia, o którym będzie w kolejnym poście :) Tak właściwie to już wróciłam z Polski do Wels, ale post pisałam tydzień temu.


W czwartek odbył się International Day. Każdy z Incomings miał zaprezentować swój kraj poprzez zdjęcia, muzykę, potrawy czy opowieści. Jako bardzo mocna Polska grupa trzech Ślązaczek, trzech chłopaków z Łodzi, Warszawy i Wrocławia spisaliśmy się świetnie. Wszystko dzięki stałemu połączeniu z domem, gdzie rodzina Karoliny dzielnie kleiła pierogi, a mój tata gotował bigos i wytapiał smalec. Dosłano nam także kabanosy, piwo (raciborskie i fortunę), Piotr przyniósł wódkę i „Michałki”. Wydrukowali nam także wiele zdjęć krajobrazów Polski, czy sportowców. Za tablicą sprawiliśmy sobie prowizoryczną kuchnię i na bieżąco wszystko gotowaliśmy.



Ku mojemu zdziwieniu, mało kto kojarzył, że w zeszłym roku w Polsce odbyły się mistrzostwa w piłce siatkowej, wpajałam tę wiedzę każdemu oraz oczywiście to, że w piłce nożnej pokonaliśmy ostatnio Niemców. Trzeba było też uświadamiać, że Maria Curie to tak naprawdę Skłodowska i była Polką, a nie Francuzką! Ludzie podchodzili do bigosu z rezerwą, ale gdy tylko spróbowali to im naprawdę smakowało, o pierogach to już w ogóle nie wspomnę. Na szczęście piwo rozlewaliśmy do kieliszków, więc bardzo duża grupa osób mogła spróbować. Niestety przy żubrówce sprawa się komplikowała, bo przecież nie wypada pić samemu, więc uczyłam także naszego toastu. W pewnym momencie jakiś chłopak poprosił żebym sobie zrobiła zdjęcie z jego tatą, nie ma problemu, ale chłopak chyba szukał macochy, bo podrzucał jakieś dwuznaczne rzeczy przez co się ulotniłam. Nie mój wiek ;)


Poznałyśmy wielu nowych ludzi, pewni studenci mnie nawet wyśmiali, gdy powiedziałam, że teraz studiuję automatykę, musiałam im to udowodnić legitymacją. Okazało się, że są z tego samego kierunku, ale młodziaki są dopiero na drugim semestrze, teraz oni muszą mi przygotować tradycyjne sznycle. I podobno nie mogę nie lubić Lewandowskiego, bo przecież to najlepszy polski piłkarz i kropka, ja walczyłam o swoje zdanie i kolesia nie polubię.
Co do innych potraw to urzekło mnie koreańskie sushi z kiełbasy czy deser dziewczyn z Kanady, składający się z podgrzanej śmietany z cukrem. Próbowałam też czegoś a’la wódka z likierem o smaku lukrecji, cudo! Oczywiście był także before w shotcie. Podoba mi się to, że jak jest jakaś impreza to samorząd załatwia bardzo duże zniżki na tę okazję w okolicznych pubach czy barach.


W piątek o 7:15 musiałyśmy się stawić pod uczelnią bo wywozili nas do zakładu pracy. Wiedziałyśmy tylko, że wiąże się to z mikrosystemami, z których specjalnie nie brylujemy wiedzą. Na miejscu przywitał nas bardzo nowoczesny budynek, zrobili nam jakieś okropne zdjęcia i dostałyśmy przepustki. Po podziale na grupy zaprowadzono nas do czystych pokoi, oświetlenie w środku było żółte. Tu się zaczynała śmieszna procedura zakrywania ciała. Najpierw trzeba było założyć maseczkę na włosy i taką siatkę na twarz. Mężczyźni z brodą dostawali siatkę na brodę. Potem siadało się na szafce, która oddzielała dwie strony pokoju, w powietrzu zakładało się ochraniacze na buty i przenosiło na drugą stronę. Tam dostawało się nakrycie głowy, kombinezon i buty do kolan. Na to zakładało się rękawiczki i okulary. Można sobie wyobrazić, że niechronioną areą były kawałki czoła. Czekam na zdjęcie naszej grupy, które wrzucę, w którymś z kolejnych postów. Po przejściu przez tunel, w którym nas przedmuchali znaleźliśmy się w pomieszczeniach pracy. Czyste pokoje mają swoje skalę zależną od ilości cząstek w powietrzu. W jednych są tylko wywietrzniki w suficie, a w innych także w podłodze. Pozwolili nam nałożyć rezystor na płytki krzemowe (po angielsku są to silicon wafers), potem naświetlić i wytworzyć za pomocą litografii wzory na powierzchni. W taki sposób powstają mikrosystemy do różnych urządzeń np. telefonów. Po przerwie przeszliśmy do pomieszczenia, w którym zrobiliśmy bonding i debonding. Płytki są bardzo kruche, przez co trzeba je z czymś połączyć do transportu, dlatego najpierw sklejaliśmy je ze szklanym materiałem i jakimś tworzywem pod wpływem nacisku i temperatury, aby je rozłączyć po transporcie kładzie się je na gorących płytach i czeka, aż warstwy się rozkleją. Płytki krzemowe spełniają rolę lusterka dla dziewczyn z automatyki ;)



Co do nauki to w ostatnich tygodniach mogłyśmy porobić próbki do naszego projektu, nasz opiekun pokazał nam co robić i zostawił ze szlifierkami i polerkami na kilka godzin. 51 próbek nie weźmie się z powietrza. Byłyśmy przekonane, że jesteśmy same, więc pięknym fałszem zalewałyśmy laboratorium do czasu, w którym okazało się, że siedzi on za ścianką. Mam nadzieję, że jego słuch wróci do normy, a co do śpiewania, to wzięłyśmy udział w karaoke! Nie obrzucili nas pomidorami, nie wiem jak wyszło, bo słyszałam tylko głośnik zza pleców. Może to lepiej dla nas :)



Ta sama próbka przed szlifowaniem i polerowaniem, w trakcie oraz po  

Udało nam się zabłysnąć na angielskim, może znajomością słówek nie błyszczymy, ale gramatyka w Polsce jest bardzo wałkowana i nasz prowadzący był pod wrażeniem. To jest znaczna różnica między nami, a ludźmi z Austrii. Czasem jest mi głupio, że wykłady są prowadzone specjalnie dla nas po angielsku, ale zasób słów mieszkańców jest o wiele lepszy niż mój.



Soboty na uczelni nie są takie straszne. Nasz profesor z Softwaru przyjeżdża tu raz na jakiś czas i ostatnio w przerwie zabrał nas na kawę, a prowadzący z fotowoltaiki otworzył nam wejście na dach i mogliśmy sobie pochodzić między wszystkimi panelami słonecznymi. Na niemieckim zazwyczaj jesteśmy po 5-godzinnych zajęciach z mechaniki, więc z Karoliną mamy głupawkę. Jeżeli morgen to jutro i rano to jak powiedzieć mężowi żeby zawiózł dzieci do szkoły rano? Zwłaszcza jeżeli jest nieogarem i zrobi to jutro?
Po świętach czekają nas pierwsze egzaminy, po tym ocenimy czy jesteśmy w stanie wystarczająco przyswajać wiedzę.



Tak, wiem, Bvb wypadło z Championsleague. To 3:0 bolało potrójnie, bo oglądałam ten mecz w towarzystwie Bawarczyka. Bayern nie dojdzie do finału, mówię Wam!
O Skrze to już wolę nie myśleć, Resovia i Bełchatów wyszli najgorzej jak mogli. Miało być pierwsze i trzecie dla Polaków, a nie drugie i czwarte, ale i tak walka była zacięta.
Myślę, że na dzisiaj to tyle :) Po świętach pojawi się notka o Wiedniu, w którym spędziłyśmy całe dwa dni. I muszę też się rozpisać o akademiku, bo jest to trochę jak inny świat.


Zdjęcia wciąż nasze, specjalne pozdrowienia dla Eli, która ogarnia moją gramatyczną plątaninę :*


1 komentarz:

  1. Fajnie pokazałaś Polskę innym, widać że bardzo lubisz swój kraj :)

    OdpowiedzUsuń